We wtorki BIWA organizuje spotkania przy kawie. Elisabeth naprawdę zależało, żebym na to spotkanie przyszła. Kiedy do mnie zadzwoniła nie byłam w stanie rozmawiać o kawie, ani tym bardziej porozmawiać z nową klubowiczką, która jest Polką. Kiedy powiedziałam Elisabeth co jest „nie tak”, ona tylko zapytała czy może mi jakoś pomóc i w zasadzie mogła mi pomóc… Mogła zająć mi czas, żebym nie wpatrywała się w telefon oczekując na smsa. Poprosiłam o spotkanie następnego dnia i Elisabeth zaprosiła mnie do siebie, umawiając mnie najpierw na spotkanie z Debrą, żoną pastora kościoła protestanckiego w Bursie.
I have guest room… with bathroom
Kiedy Elisabeth i jej dzieciaki zobaczyli w jakim „opłakanym” jestem stanie, zaprosili mnie do siebie do domu na noc i kolejny dzień aż do momentu wyjazdu z Bursy do Stambułu. Opierałam się, bo to było znacznie za dużo ile mogłam przyjąć, a Elisabeth przekonywała: Mam pokój gościnny… z łazienką. Dałam się przekonać tylko ze względu na potencjalną imprezę i dziki tłum ludzi w mieszkaniu, w którym mieszkałam. Elisabeth zaoferowała mi kojący spokój i ciszę oraz zajęcie dla myśli. Jej dom w dzielnicy apartamentów to prawdziwy azyl dla całej 6 osobowej rodziny. Najpierw spędziłyśmy bardzo miły wieczór przy kurczaku curry, czekoladowym cieście i herbacie, gaworząc o życiu, dzieciach, małżeństwie, Bursie, jej problemach związanych z życiem w Turcji, moich przygodach w Anglii i o tym jak poznałam G. A następnego dnia Elisabeth wprowadziła mnie w plan dnia jej rodziny. Jej dzieci: Olivier, Martin, Madison i Gabriel znają płynnie 3 języki (może za wyjątkiem najmłodszego, który ma 2 lata): angielski, francuski i turecki, a najstarszy uczy się niemieckiego. Nie poznałam jej męża Nicolasa, który akurat był na konferencji. Elisabeth zabrała mnie i jej najmłodszego syna do domu stowarzyszenia BIWA, gdzie było miejsce do zabawy i czas na przekąskę. A kiedy wróciliśmy do domu na lunch, Gabriel chciał siedzieć tylko obok mnie i przekładał swoje jedzenie na mój talerz.
Ponieważ Madison miała umówioną wizytę u dentysty, a Elisabeth nie chciała, żebym siedziała w poczekalni i gapiła się w ścianę, więc podrzuciła mnie do swojej przyjaciółki Kate, która właśnie prowadziła zajęcia z patchworku. Na zajęciach zrobiłam „jojo” i zaprojektowałam kocyk dla dzieciaków, który mogłaby zrobić Kate na zajęciach w swojej szkole, a Elisabeth sprzedać pozyskując pieniądze na cele stowarzyszenia BIWA (projekt pokażę później).
Na koniec tego dnia w paralelnym świecie Bursy, Elisabeth pomogła mi zaplanować dalszą część powrotu do domu i zawiozła mnie na prom do Mudanyi, dokładnie tam gdzie jadłam mój pierwszy business lunch z klientami z Polski.
Gabriel keeps asking about you…
…takiego smsa dostałam od Elisabeth, kiedy już wylądowałam w Polsce. I jak tu nie wierzyć w jakąś siłę wyższą, która mnie wypchnęła z domu i wysłała na spotkanie z przedstawicielką rady miasta. Mam nadzieję spotkać tę niesamowitą rodzinkę zaraz po moim powrocie do Bursy, który planuję na około 20 listopada.
Pingback: International Women of Istanbul | Somewhere between two cultures